AS |
Wysłany: Pon 10:00, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
Wczoraj odbyła się kolejna wycieczka Koła Turystów Kampinoskich .
Co prawda nie można jej nazwać: "Brnąc bobrzymi błotami", bo błot przy obecnej aurze, zbyt wielu się nie uświadczy, a i trasa naszej wycieczki nie pokryła się z zaplanowanym jej przebiegiem. Z tych też względów, wycieczka zostanie powtórzona w bardziej "błotnistym" terminie, a wczorajszą wyprawę można zatytułować: "Z pługiem przez las".
Z różnych względów wycieczka została przesunięta o 25 godzin, zgodnie z tym przesunięciem stawiłem się na starcie.
Ciekawie prezentowała się szyba wiaty przystankowej - w całości pokryta lodem (jak się później okazało - na skutek padającego marznącego deszczu).
Fakt, iż stawiłem się punktualnie na pętli, nie przeszkodził pani "vice-prezes" KTK spóźnić się (nie po raz pierwszy) na spotkanie o wystarczającą ilość minut, aby widoczny na pierwszym zdjęciu autobus, którym mieliśmy dostać się do Lipkowa, wyruszył bez nas w mglisto-śniegową dal, na chwilę przed przyjściem księżniczki... Następnie 712 odjeżdżało za godzinę - z tego względu wsiedliśmy do 719, jadącego do Leszna. Wysiedliśmy na wysokości Nowych Koczarg i ruszyliśmy drogą na północ w kierunku Lipkowa.
Zabudowania szybko się skończyły i musieliśmy pokonać ponad kilometrowy odcinek drogi wiodącej przez pola, gdzie hulał wiatr i królowały syberyjskie pejzaże.
Pokonując ten nieosłonięty odcinek drogi, zapoznaliśmy się z działaniem marznącego deszczu. Ogólnie nasza percepcja nie odbierała opadów deszczu, bardziej wiatr, ale w pewnym momencie zauważyliśmy, iż nasze ubrania (i włosy wystające spod kaptura spóźnialskiej) są pokryte cienką warstwą lodu.
Po dotarciu do chroniących przed wiatrem zabudowań, jedną z pierwszych "atrakcji" był zasypany przystanek autobusu linii 714. Za płotem widocznym na zdjęciu hasało stadko bernardynów, właściciel posesji, chyba za daleko poszedł w przygotowaniach do zimy, bo mało prawdopodobne jest, aby potrzebował ich pomocy w drodze z domu do samochodu.
W Lipkowie napotkaliśmy kaczki wesoło pływające w miejscowym strumyku (ale jak to kaczki, nie chciały pozować do zdjęć), w pobliżu którego rozpoczynały się granice Kampinoskiego Parku Narodowego.
W tym miejscu powinniśmy ruszyć dalej niebieskim szlakiem na wschód (tak jak przewidywała zaplanowana trasa), ale ze względu na mało błotniste warunki i dość ograniczone, w tym dniu, zasoby czasu poszliśmy tym szlakiem, ale w kierunku zachód-północny-zachód.
Ze względu na dobry dojazd do Lipkowa z Warszawy i okolicznych osiedli na szlaku spotkaliśmy wielu turystów poruszających się na nartach biegowych. Obserwowaliśmy ich z zazdrością w oczach, gdy bez trudu sunęli po śniegu, a my zakopywaliśmy się w nim czasami aż po kolana.
Na skręcie szlaku na północ wykonałem eksperyment fotograficzny - wykonałem dwie fotografie tego samego pejzażu - jedną z użyciem filtra UV (czyli tak jak wszystkie poprzednie i kolejne zdjęcia) oraz bez tego filtra, oto efekty:
Fotografia z filtrem UV
Fotografia bez filtra UV
Jak widać, filtr UV bardzo dobrze sprawdza się przy fotografowaniu na śniegu - dzięki niemu zdjęcia uzyskują naturalną kolorystykę (przy fotografowaniu zdjęć bez śniegu filtr UV nie wpływa tak drastycznie na efekt końcowy jak w tym przypadku).
Szlak skręcał na północ, przez co nie mieliśmy już przyjemności podążania tą drogą, prowadzącą dalej na zachód.
[color=green]Będąc w dalszym ciągu na skrzyżowaniu postanowiliśmy zrobić sobie wspólne zdjęcie. Warstwa zalegającego śniegu była grubsza niż wysokość mojego kieszonkowego statywu, za podstawkę pod aparat posłużył nam pieniek.
Ustawiłem kadr, włączyłem samowyzwalacz i pobiegłem ustawić się do zdjęcia, kiedy to pani "vice-prezes" wtrąciła swoje 3 grosze i stwierdziła, że aparat się przesunął, więc poszedłem ustawić wszystko od nowa - efektem czego jest poniższe zdjęcie.
Jak widać aparat się nie przesunął , ale suma summarum to zdjęcie i tak mi się podoba. Drugie zdjęcie było już bardziej udane.
W końcu dotarliśmy do skrzyżowania naszego niebieskiego szlaku z drogą prowadzącą do Truskawia, którą - schodząc ze szlaku - ruszyliśmy na północ.
Ale jeszcze słów kilka o tym rozstaju dróg. Nie każdy bowiem wie, że pojedynek pana Wołodyjowskiego z Bohunem, nie odbył się w Lipkowie, a właśnie w tym miejscu. W Lipkowie znajdował się klasztor sióstr zakonnych, szlachta nie chciała niepokoić zakonnic, więc przenieśli się na rozstaje dróg, na których, jak wiadomo, nic dobrego raczej na nikogo nie czeka, więc w miejsce jak nad zwyczaj odpowiednie do pojedynku. Wynik pojedynku każdy zna, jednak mało kto pamięta o starym Kozaku Antonie Kozelu, który zabrał rannego Bohuna z tego miejsca i później opiekował się nim. Anton kochał Bohuna jak syna, i co dziwne wśród Kozaków był katolikiem, na pamiątkę ocalenia Bohuna ufundował w miejscu tego pojedynku kapliczkę Matce Boskiej. Po oryginalnej kapliczce nie ma już śladu, ale tradycja przetrwała i przy skrzyżowaniu stoi kapliczka, tylko że już współczesna.
W Truskawiu opuściliśmy KPN i po zakupach w moim ulubionym wiejskim sklepie, wróciliśmy autobusem do Warszawy.
[color=green]____________________________________
Założeń wycieczki nie wykonaliśmy, odwiedziliśmy jedynie startową i końcową miejscowość. Wycieczka była dość ciężka (ze względu na temperaturę, marznący deszcz i głęboki śnieg na szlaku), pomimo tylko 9 km dystansu. Krokomierz wskazał około 10500 kroków. |
|